Słów kilka na temat “chwalenia się”, o którym przeczytałam w komentarzu pod postem znanego pisarza informującego o swoim spotkaniu autorskim. Komentarz brzmiał: “Książka jest urokliwa, ale nie reklamujemy własnych prac, nie wypada”. Przyznam, że pierwszy raz czytałam żeby osoba dorosła w ten sposób pisała do drugiej osoby dorosłej. Słowa o “chwaleniu się” zarówno dziwią – bo brzmią dziecięco (żeby nie powiedzieć infantylnie), jak i oburzają (przynajmniej mnie) bo ich intencją jest dokuczenie, pouczenie i krytyka. Ponad to skierowane do uznanego pisarza są wyjątkowo niestosowne. Choć niezależnie od adresata w ogóle są niestosowne i nieadekwatne, bo chyba nikt lepiej i dosadniej niż Jan Brzechwa nie opisał “chwalenia się”.
Można dociekać różnicy między “chwaleniem się”, a informowaniem, czy dzieleniem radością i satysfakcją – z efektów swojej intelektualnej czy artystycznej pracy.
Myślę, że wielu osobom piszącym i wydającym książki, po czasie żmudnej pracy, towarzyszą obawy jak książka będzie przyjęta, kto i jak ją oceni. Tym bardziej, że samozwańczych krytyków i malkontentów nie brakuje. Wracając więc do komentarza z użyciem słów “chwalenie się”, to ciekawe czy jego autor napisałby, że “nie wypada” informować o wydaniu swojej książki, albo nie wypada dzielić się radością?
Można też zapytać czy dzielenie się informacją i radością na temat swojej pracy pozostaje w sprzeczności ze skromnością? Czy nieinformowanie o tym nad czym się twórczo pracuje, czy jaką pracę ukończyło, to dowód skromności? A może trzeba pójści dalej i zapytać o pokorę? Bo jak to tak nieskromnie i bez pokory mówić o sobie? Ile informacja o napisanej książce, wernisażu czy spotkaniu autorskim, ma wspólnego ze skromnością, o pokorze nie wspominając?
Tyle w nieprzyzwoitym skrócie o słowach.
A “chwalenie się” kulturowo? O, tu otwiera się szeroki i głęboki obszar będący schowkiem na miotły. Siedzieć cicho pod miotłą, ani słowa o sobie i o swojej pracy, czy to nie takie swojskie, żeby nie powiedzieć – polskie? Czekać aż ktoś zauważy, choć oczywiście się zdarza, że zauważy i nawet pochwali, ale chyba niewielu doczeka. A nagradzanych za życia autorów dobrze jest ściągać w dół, żeby im się w głowie nie przewróciło, żeby woda sodowa itp. Bo według niektórych – nagrody, nagrodami, nominacje nominacjami, ale trzeba znać swoje miejsce w szeregu.
Bo u nas miało (ma) być cicho, skromnie i pokornie – to wychowanie od pokoleń, związane m.in. ze światopoglądem. A o szczególnym wychowaniu dziewcząt już nie wspomnę.
Amerykanin spotkany na ulicy i zapytany co u niego zwykle chętnie i z uśmiechem odpowie jak jest (mu) dobrze i co zrobił, co osiągnął. A Polak: ło panie, nie jest dobrze, pieniędzy brakuje, sąsiad się buduje i ciekawe z czego ma na to, a ta obok kupiła nowe auto … Oczywiście to przerysowane (raczej) nie z tej epoki, ale pozostałości trendu siedzenia pod miotłą nadal mają się dobrze, co widać choćby w komentarzu do którego nawiązuję.
I na koniec szczypta refleksji na temat “chwalenia” z praktyki terapeutycznej. Tak trudno młodym ludziom, nastolatkom i dzieciom powiedzieć coś dobrego o sobie. Gdy zadaję pytanie: “co lubisz w sobie” widzę zdziwienie i zakłopotanie. Najczęściej słyszę – “nic”. Dopiero po wnikliwym przyjrzeniu się sobie docieramy do pozytywów. Bo łatwiej mówić o wadach i brakach, a ostatnio często słyszane przeze mnie słowo, nie tylko z ust chorych na anoreksję, to ” jestem niewystarczająca/y”. Ale gdy już odsłonięte zostaną mocne strony, zdolności, talenty, pozostaje praca nad balansem. Bo ważne by znać swoje mocne jak i słabe strony, widzieć i akceptować w czym jest się dobrym, w czym podobnym do większości rówieśników – czyli przeciętnym (tu “przeciętność” rozumiana nie pejoratywnie, a statystycznie) a na czym się nie zna, w czym jest się kiepskim. Im wcześniej młoda osoba może poznać swoje zasoby, poprawić samoocenę i poczucie własnej wartości tym lepiej, zarówno aktualnie, jak i w przyszłości i nie tylko dla niej. Oczywiście konieczna jest w tym współpraca z rodziną, bo oczekiwania kulturowe, też te niezwerbalizowane, przekazywane są pokoleniowo.
Tak więc “chwalenie” jak najbardziej, szczególnie innych, bo to od dzieciństwa u nas deficytowe, ale na uwadze w każdym wieku warto mieć wspomniane – balansowanie.
Choć w sferze zawodowej broń Boże nie chwalić swoich, tylko tych zza oceanu, niech się dobrze mają.