Żyjemy w czasach dewaluacji autorytetów. Zmienia się także rozumienie słowa “autorytet”, kiedyś byli nimi uczeni, myśliciele, intelektualiści, twórcy, duchowi przewodnicy itp., obecnie autorytetami są influenserzy, bywają celebryci, zdarza się też że pozycję autorytetu niektórzy przypisują sztucznej inteligencji. Choć rzecz jasna dla każdego autorytetem może być ktoś inny, to są dziedziny, w których jedna osoba bywa autorytetem dla wielu.
Z jednej strony niepokoić może, że autorytety są deprecjonowane i strącane z piedestału, ale z drugiej wydaje się to naturalne, z kilku powodów.
Powody rozpatrywać można w dwóch obszarach: jednym obszarem są osoby będące autorytetami, myślę tu o żyjących autorytetach, drugim – osoby które w innych autorytet upatrują.
Co do pierwszego obszaru, czyli żyjących i funkcjonujących w roli autorytetów, to uszczuplanie grona, dla którego ich poglądy czy postawy są ważne wynikać może m.in. z dwóch powodów. Pierwszy powód to – wkroczenie współczesnego autorytetu na drogę celebrytyzmu lub/i komercjonalizmu. Wcześniej czy później część “wyznawców” to dostrzega i dystansuje się.
Drugi powód to – poglądy autorytetu, które albo sztywno tkwią w czasie minionym nie nadążając za postępem i zmianami, albo za bardzo oddalają się od pierwotnych idei czy wartości. Ufający autorytetowi zaczynając to dostrzegać stopniowo rozczarowują się, doświadczając dysonansu poznawczego i ambiwalencji. I tu przechodzimy do osób wierzących autorytetom, podzielających ich opinie, identyfikujących się z poglądami autorytetu.
Obszar posiadania “przewodnika” i potrzeba identyfikowania się z nim, to ciekawe zagadnienie, m.in. z powodów motywacji “wyznawców”. Dlaczego jedni potrzebują mentalnego przewodnika, czasami bezkrytycznie mu ufając, a inni nie. Tu można by rozważać zarówno poczucie bezpieczeństwa jak i potrzebę wolności, które bywają do siebie w opozycji. Jedną z przyczyn po stronie ufających autorytetom, z powodu których “wielbiciele” odchodzą z grona “wyznawców” są własne refleksje. Samodzielne refleksje dopuszczają krytycyzm i niezgodę z tym co do tej pory podzielało się w pełni. Powstaje więc przestrzeń na: albo szukanie nowego autorytetu (jeśli trudno bez niego żyć) albo samodzielne wyciąganie wniosków i myślenie.
Nie jest to tekst przeciwko autorytetom, lecz za odwagą weryfikowania poglądów czy zachowania tych, których za autorytety uznajemy. To nie jest łatwe, bo wywołuje dysonans poznawczy, ambiwalencję, dyskomfort i frustrację, ale jednocześnie uwalnia od zależności i bezkrytycznego zawierzenia innym. Pozwala na dystans i krytycyzm dotyczący tego co KTOŚ napisał czy powiedział. Nie chodzi tu o podważanie doniesień naukowych, pamiętając jednak, że w przeprowadzaniu badań i interpretacji wyników, najważniejsza jest metodologia. Nie chodzi o dyskredytowanie faktów, ale o nie nadawanie cudzym poglądom – pozycji prawdy czy dowodów, lub czynienia niepodważalnymi czyichś myśli, przekonań czy fantazji, wynikających wyłącznie ze statusu autorytetu lub pozycji.
A dlaczego tyle na ten temat? Bo takie czasem nachodzą mnie refleksje, że bezkrytyczna “wiara” w żyjące autorytety to jedna z dróg prowadząca na manowce, w tym też do bram sekty.